„Bohemian Rhapsody” To dla mnie wciąż piosenka wyjątkowa, jedna z ważniejszych w historii muzyki XX wieku. Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłem, że ten hit wszechczasów jest dopiero pod koniec drugiej setki na liście Rolling Stone Top 500. To także jedna z tych piosenek, których nie da się, a przynajmniej nie powinno się, kowerować. Tymczasem….. Utwór uważany za jedno z ważniejszych osiągnięć grupy Queen, to od początku, czyli od pomysłu, przez realizację, aż do sposób promocji, projekt frontmena kapeli, Freddiego Mercurego. Znaczenie tekstu autorstwa Freddiego było obiektem wielu spekulacji i teorii. Rodzice wokalisty, głęboko wierzący zaratusztrianie, zdecydowali się w 1964 roku wyemigrować z Zanzibaru, gdzie wtedy mieszkali, z powodu wojny domowej – niektóre fragmenty mogą być odczytane jako nawiązanie do opuszczenia rodzinnego kraju. Inna opowieść wspomina o samobójcy ściganym przez demony albo przedstawia zdarzenia poprzedzające egzekucję, wskazując na powieść Alberta Camus’a Obcy, jako prawdopodobne źródło inspiracji. Sam Mercury, niechętnie wypowiadający się o własnej twórczości, odpowiadał, że to przypadkowy zbiór słów. A słów dziwnych jest sporo, zwłaszcza w kontekście religijnym i muzycznym – nie było tajemnicą, że muzyk był zafascynowany operą. Słyszymy więc tu między innymi słowa: Scaramouche (postać z komedii dell’arte), Figaro (postać często występująca w operach buffa), Galileo, Belzebub (hebrajskie imię demona), Dismallah (z hebrajskiego: w imię Allaha), fandango (hiszpański taniec ludowy). Piosenkę nagrano w 1975 roku, czyli w czasach, w których możliwości techniczne były znacznie skromniejsze od dzisiejszych. Wtedy dostępny był tylko zapis analogowy na 24-ścieżkowej taśmie magnetycznej. Stąd nagrania trwały wyjątkowo długo i w kilku różnych studiach. Koordynatorem całego przedsięwzięcia był Mercury, który jako jedyny wiedział, jaki ostateczny kształt ma mieć utwór. Dla przykładu – imponujące partie wokalne to efekt śpiewania przez muzyków (Brian May, Roger Taylor, Mercury) swoich partii po kilkanaście godzin dziennie, uzyskując 200 osobnych ścieżek. W nagraniach partii instrumentalnych wzięło udział wiele różnych instrumentów, jak chociażby pierwszy model gitary basowej Fendera P-bass, czy fortepian koncertowy Bechstein. Nic dziwnego więc, że „Bohemian Rhapsody” był jedną z najdroższych produkcji w dziejach muzyki tzw. popularnej. Również promocja utworu nie była taką formalnością, jak można by sądzić dziś oceniając jego sukces. Wytwórnia płytowa, a także stacje radiowe nie chciały grać piosenki z uwagi na jej długość (5 minut i 55 sekund). Warunkiem wydania singla było poddanie utworu przeróbkom, czemu członkowie zespołu stanowczo się sprzeciwiali. Ostatecznie zdesperowany Merkury dał nagranie piosenki londyńskiemu didżejowi z Capitol Radio i w ten sposób piosenka przedostała się do tysięcy, a potem milionów słuchaczy. Zastanawiając się nad sensem kowerowania, należy sobie odpowiedzieć z czego składa się piosenka i które jej elementy można traktować swobodnie. Jak już wielokrotnie analizowaliśmy, podstawowe składniki utworu, tekst i muzyka, raczej nie powinny być zmieniane. Chociażby z szacunku dla autorów, ale nie tylko. Jeśli ktoś ingeruje w podstawowe tworzywo utworu, to tak jakby chciał coś poprawić. Jeśli ktoś ma lepsze pomysły, to niech je zaprezentuje w swoim, zupełnie nowym utworze. Jedyny element, który naprawdę mieści się w zakresie kowerowania, to interpretacja – tempo, nastrój, aranżacja. W przypadku „Bohemian Rhapsody” trudno jednoznacznie stwierdzić gdzie kończy się muzyka (jako kompozycja), a zaczyna interpretacja. To wszystko, co słyszymy w wykonaniu Queen, tworzy spójną całość. Wszak to dzięki temu ostatecznemu kształtowi utwór stał się ikoną XX wieku. Jeśli więc ktoś próbuje wykonać ten utwór po swojemu, to może pokusić się na – jedynie w miarę wierne – odtwórstwo, tak jak zrobiła to słynna orkiestra symfoniczna. W tym nagraniu dochodzi do paradoksu – orkiestra symfoniczna próbuje dogonić geniusz oryginału piosenki. Podejrzewam, że gdyby ktoś nie znał wcześniej wykonania Queen, mógłby pomyśleć, że to właśnie wykonanie instrumentalne było inspiracją dla nagrania w wykonaniu kapeli popowej. Następne nagranie jest jeszcze bardziej symfoniczne. To niemalże miniatura romantyczna. Przesłuchując wiele (niestety) wersji tej piosenki doszedłem do wniosku, że znacznie bezpieczniej jest potraktować ją jako ilustrację nowej opowieści. Coś w klimacie zaimplementowanym w filmie „Moulin Rouge!”. Wersja kanadyjskiego aktora, Williama Shantera jest właśnie w tej konwencji. Ciekawego smaczku dodaje jeszcze postać wykonawcy – aktor gra jedną z głównych ról w serialu Star Trek. Takie nagranie z założenia nie jest artystyczne w sensie muzycznym, a ma pokazać jedynie nową wizję na odczytanie tego wielowarstwowego utworu. Richard Cheese, specjalista kowerowania wszystkiego, pokazuje, że jest kopalnią pomysłów. Jego wersja jest bardzo twórcza, wręcz odkrywcza. Nie jestem pewien czy to nie jest przekroczenie pewniej granicy. No właśnie. Przyzwyczailiśmy się, że uznane utwory są nietykalne, że to świętość niczym relikwie obrzędowe. Cheese przekracza te właśnie granice naszej wyobraźni, a to czy nam się to podoba zależy od tzw. estetycznego progu bólu. Co by jednak nie powiedzieć, gdyby ustanowić oddzielną kategorię „ćwiczenia z…”, to niewątpliwie to wykonanie mogłoby się bić o palmę pierwszeństwa. Amerykański duet The Braids nagrał wersję R&B jako soundtrack do filmu High School High. Taka wersja, pomimo że wykorzystuje jedynie fragmentu pierwowzoru, na pewno może się podobać. Zwłaszcza, że to kolejny przykład na ilustrowanie zupełnie innej historii – w tym przypadku scenariusza filmowego. Po kilku latach bardzo podobną wersję nagrał zespół The Fugees. W 1992 roku, podczas koncertu ku czci Freddiego Mercurego, doszło do ciekawego wykonania. Pierwszą część utoworu wykonał Elton John, fragment środkowy, tzw. operowy, odtworzono (muzycy zeszli ze sceny), a część rockową wykonał Axl Rose, wokalista Guns N’Roses. Końcówkę artyści zaśpiewali wspólnie. I to właśnie nagranie może być dobrym zakończeniem naszej przygody z wielkim utworem grupy Queen. Tak długo jak są artyści, którzy wykonują ten wielki repertuar, i tak długo jak są tłumy ludzi, którzy się wzruszają i cały tekst śpiewają z wykonawcą, tak długo będziemy przekonani, że gwiazda Freddiego Mercurego jeszcze długo nie zgaśnie. Wojciech Wądołowski październik, 2012 r.
Opisy. Porywająca opowieść o zespole Queen, jego muzyce i niezwykłym wokaliście Freddiem Mercurym (Rami Malek – serial TV ”Mr. Robot”), który przełamując stereotypy i konwencje, zdobył uwielbienie niezliczonych fanów. Film ukazuje błyskotliwą karierę zespołu, który dzięki ikonicznym utworom i rewolucyjnemu brzmieniu
{"rate": {"id":"619201","linkUrl":"/film/Bohemian+Rhapsody-2018-619201","alt":"Bohemian Rhapsody","imgUrl":" oryginalnemu brzmieniu Queen staje się jednym z najpopularniejszych zespołów w historii muzyki. Więcej Mniej {"tv":"/film/Bohemian+Rhapsody-2018-619201/tv","cinema":"/film/Bohemian+Rhapsody-2018-619201/showtimes/_cityName_"} Rock Avengers Reżyser i jego ekipa wielbią talent Freddiego Mercury'ego, ale po bardziej interesujących epizodach z jego... ... czytaj więcej{"userName":"Marcin_P","thumbnail":" Avengers","link":"/reviews/recenzja-filmu-Bohemian+Rhapsody-21933","more":"Przeczytaj recenzję Filmwebu"} {"linkA":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeA","linkB":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeB"} Porywająca opowieść o zespole Queen, jego muzyce i niezwykłym wokaliście Freddiem Mercurym (Rami Malek – serial TV ”Mr. Robot”), który przełamując stereotypy i konwencje, zdobył uwielbienie niezliczonych fanów. Film ukazuje błyskotliwą karierę zespołu, który dzięki ikonicznym utworom i rewolucyjnemu brzmieniu wspiął się na szczyty sławy,Porywająca opowieść o zespole Queen, jego muzyce i niezwykłym wokaliście Freddiem Mercurym (Rami Malek – serial TV ”Mr. Robot”), który przełamując stereotypy i konwencje, zdobył uwielbienie niezliczonych fanów. Film ukazuje błyskotliwą karierę zespołu, który dzięki ikonicznym utworom i rewolucyjnemu brzmieniu wspiął się na szczyty sławy, dopóki skandalizujący styl życia Mercury’ego nie postawił wszystkiego pod znakiem zapytania. Triumfalny powrót zespołu podczas koncertu na rzecz Live Aid z udziałem cierpiącego na śmiertelną chorobę Mercury’ego wszedł na trwałe do historii muzyki rockowej i po dziś dzień stanowi źródło inspiracji dla wszystkich tych, którzy czują się inni, niepoprawnych marzycieli i wielbicieli muzyki na całym świecie. Trudno oceniać film o zespole, do którego jest się tak bardzo emocjonalnie nastawionym…"Bohemian Rhapsody" to wizja oparta w dużej mierze na przypuszczeniach, prawdopodobieństwach i symbolach. Moim zdaniem wizja udana i wzruszająca. więcejzdaniem społeczności pomocna w: 92%Ten film to hołd złożony muzyce Queen, choć bynajmniej nie jest to panegiryk na cześć zespołu. Tak samo jak nie jest to rzetelna biografia. Reżyser chciał uchwycić tu coś innego. Fenomen, który porywał (i porywa) serca i umysły, każdego wrażliwego człowieka. więcejzdaniem społeczności pomocna w: 90% Koniec filmu, napisy, muzyka i ....wszyscy siedzą dalej i czekają ...może jeszcze zaśpiewa, może jeszcze go usłyszymy .. Magia. Polecam. Niech was nie zwiedzie opinia krytyków i pewnego "zgnilego" serwisu. Film jest warty obejrzenia, szczególnie dla szanującego się fana Queen. Film nie jest biografią, od tego mamy genialnego "Wielkiego mistyfikatora", dlatego nie doszukujmy się tu nad wyraz spójności biograficznej. Film ukazuje jego ... więcej Beznamiętny i powierzchowny - tak bym określiła ten film. Jako miłośniczka muzyki Queenów, nie dowiedziałam się o nich nic. Jak tworzyli muzykę? Co się złożyło na ich niesamowitą kreatywność i wyczucie gustów muzycznych milionów słuchaczy? Jak to jest występować przed setką tysięcy fanów? Jak Freddiemu udało ... więcej Moją uwagę przykuł jednak aktor grający Briana May'a. W niektórych ujęciach wygląda niemal jak klon! Podczas sceny koncertu czułam jakbym na nim była. No genialne! <3 Po Yan Chan compositor Pratheesh Chandran digital compositor: DNEG Vishal Chauhan digital compositor Keith Cheuk lighting technical director Young Choi senior visual effects producer: ScreenX Chris Clarke director of photography: visual effects unit Jordi Collet-Texido "Bohemian Rhapsody" doczekało się swojej emisji w TVP. Film o Freddiem Mercurym i grupie Queen nie pozostał bez komentarza. Po filmie stacja wyemitowała kompromitującą, w odczuciu wielu widzów, pogadankę o dziele, którą prowadził Michał Rachoń. W wieczornym paśmie telewizyjnej Jedynki w sobotę 27 listopada wyemitowano słynny film o życiu i twórczości Freddiego Mercury'ego, zatytułowany "Bohemian Rhapsody". Legendarny wokalista Queen, od którego śmierci minęło właśnie 30 lat, otwarcie przyznawał, że jest biseksualny. Jest to jeden z wątków, który ukazany został w filmie. Oprócz historii zespołu, a także drogi do sławy Mercury'ego, dzieło pokazuje również ciemne oblicze popularności i upadek wokalisty, a potem jego zmagania i wreszcie śmierć z powodu filmie wyemitowano "Debatę o kinie", która miała być swojego rodzaju komentarzem do filmu o tematyce nieprzystającej do kanonów Telewizji Polskiej, bowiem mówiącej o seksualnej odmienności. Prowadzący Michał Rachoń i jego rozmówcy przekonywali, ze Mercury wcale nie obnosił się ze swoją także: Doda uderza w Majdana w "Dziewczynach z Dubaju"? Tajemniczego "RM" zagrał aktor filmów porno Pogadanka o Freddiem Mercurym w TVP. Widzowie zniesmaczeniPodczas programu Michał Rachoń wychwalał legendarnego wokalistę za to, że nie obnosił się ze swoją orientacją. Zdaniem prowadzącego, świadczy o tym fakt, że rockman do końca życia najbardziej kochał swoją wieloletnią partnerkę Mary Ausin i to jej zapisał większość swojego majątku, jak i praw do utworów. Nie zabrakło okazji do tego, by skrytykować dzisiejsze ruchy LGBT, które "burzą kulturę"."Od Freddiego biła wrażliwość, której teraz brakuje obecnym środowiskom LGBT - teraz jest odwrotnie, mają burzyć naszą kulturę. Kiedy słyszę, że Słowacki mógł być homoseksualistą, Konopnicka lesbijką, a Pułaski kobietą, to są rzeczy z kompletnie innej wrażliwości" - powiedział zaproszony do studia publicysta "Gazety Polskiej" Piotr doszli też do wniosku, że film, choć oscarowy, to wcale taki świetny nie był. Internauci nie kryli oburzenia tego typu pogadanką, która, w ich opinii, jest próbą wytłumaczenia widzowi, co właśnie oglądał."Serio? Po emisji "Bohemian Rhapsody" TVP1 dało właśnie jakieś dziwne, wieczorowe wydanie programu "Jedziemy", w którym koledzy Michała Rachonia rozkładają na czynniki pierwsze homoseksualizm Freddiego Mercury'ego","To się nie dzieje! Po filmie "Bohemian Rhapsody" o Freddiem Mercurym w TVP1, Rachoń z "fachowcami" mówią, że on w zasadzie był bardzo złym człowiekiem, bo rozpustny no i gej. A w ogóle film był bardzo zły. Szambo wybiło","Padła teza: „nie ma czegoś takiego jak kultura gejowska”. Program skupiał się na udowadnianiu, że Mercury to był w zasadzie straight","Towarzyszu, jesteście intelektualnym szambem. Jeszcze trzeba było dodać, że Mercury głosowałby na PiS. Przecież Mercury i jego twórczość była bardzo seksualna, niczego nie ukrywał" - piszą w sieci wzburzeni internauci i wielbiciele twórczości Mercury'ego. Galeria Te polskie gwiazdy dokonały coming outu. Głośno opowiedziały o swojej orientacji [GALERIA] uS13E4.